E-podręcznik - technologiczny zawrót głowy
Projekt Cyfrowej Szkoły, a przede wszystkim e-podręczniki, niczym muza tchnęły w umysły wielu osób potrzebę przedstawienia swojego zdania, wyrażenia zadumy Stańczyka, rozdzierania szat w akcie rejtanowskiego protestu, artykułowania kasandrycznych przepowiedni lub wręcz przeciwnie, głoszenia cyfrowej dobrej nowiny i nadziei na lepszą cyfrową przyszłość.
Obiecywałem sobie, że nikt mnie nie wciągnie w wir tej nowej fali dyskusji. Tekst Krzysztof Wojewodzica, E-podręczniki mają szansę na sukces, to postanowienie zmienił, a w zasadzie poruszyło mnie przede wszystkim jedno tylko zdanie we wstępie do artykułu: Projekt epodreczniki ma szanse na sukces. Ale pod jednym warunkiem: że eksperci przekonają nauczycieli, że warto wykonać krok w kierunku Cyfrowej Szkoły. Gdybym miał przystępować do jednego z dwóch obozów: entuzjastów czy sceptyków e-podręczników i Cyfrowej Szkoły, to nie przystąpiłbym do żadnego z nich. Apel Wojewodzica do ekspertów wywołał natomiast we mnie bardzo mocną potrzebę wyjaśnienia dlaczego nie utożsamiam się, ani z jednym ani z drugim stanowiskiem.
Jest bowiem jeszcze trzecia droga. Droga cierpliwości, czasu i zrozumienia, że w tej grze nie wygrywa się argumentami i przekonywaniem.
Ekspert przekonujący nauczycieli, że warto wykonać krok w kierunku Cyfrowej Szkoły brzmi niemal jak kapłan przekonujący niewiernych, że warto zrobić krok w stronę Cyfrowego Nieba. Ogromna część dyskusji i sporów wokół projektu Cyfrowa Szkoła przybrało postać ideologicznej wojny pozycyjnej. Z dwóch stron wytacza się argumenty za i przeciw, obnaża słabość wywodów przeciwnika siłą własnych, szuka się najlepszych argumentów, które przekonają, by zrobić krok w dobrą, cyfrową stronę, choć nie zawsze w stronę Cyfrowej Szkoły.
więcej na edunews.pl